Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 335.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czoło zwisłe na źrenice, brwi ściągnięte, a ręce trzymała wzniesione i splecione po nad głową...
Zdyszana pierś miotała się jak fala, a chwilami brakło jéj jeszcze oddechu. .....
Nie wiem jak długo walczyłaby tak z cierpieniem, i odrętwiałość czy zupełne szaleństwo skończyłoby jéj męki, gdyby z ciemności nie ukazał się po chwili wychodzący Aprasz.
Stanął on naprzeciw niéj, znowu silny, rozkazujący: taki, jakim był, nim mu dziewczyna odebrała dowództwo i władzę. Popatrzał na nią i niepostrzeżony przybliżył się.
— Aza! — krzyknął nagle głosem, który ją jak piorun uderzył — do obozu!!
Ona podniosła nań oczy strwożone i obłąkane.
— Do obozu Egaszi! do kakabij (kotła) ogień palić, jeść gotować i posługiwać, a nie po nocach się włóczyć!
Dziewczyna osłupiała, a cygan chwyciwszy ją za ramie, gwałtownie pociągnął za sobą. Nie było z jéj strony ani oporu, ani łzy, ani słowa, ani jęku; spuściła głowę, i poszła posłuszna. Na mogile wiatr z suchemi gałęźmi i ptacy wędrowni poczęli długą rozmowę, która trwać miała wieki.....