Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 332.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pliwość, i gdy ludzie ku wsi zawrócili woły i pociągnęli nazad: one także poszły za niemi. Jeden tylko głupi Janek pozostał przy Motrunie, pilnie się jeszcze zajmując niby skończeniem mogiły, którą to udeptywał starannie, to stos na niéj porządkował, urządzał, żeby go wiatr nie rozrzucił.
Oczy Motruny błądzące machinalnie po okolicy, zatrzymywały się to na nim, to na grobie męża, to na głowie dziecięcia; ale znać było, że nic nie widziały. Kiedy niekiedy tylko popłynęła z nich łza jedna i zaschła na policzku, drgnęły wargi, przymknęły się oczy, ścisnęły ręce wkoło dzieciny. Janek spojrzał z pod brwi nieruchoméj na Motrunę i wciąż pracował.
Poczęło zmierzchać powoli, niebo się zasępiło, a Motruna nie wstawała.
— A co? — odezwał się długo wytrzymawszy Janek — chodźmyno do chaty?
Motruna głową tylko potrzęsła.
— Jużciż tu nocować nie będziesz — dodał. — Jeszcze tobie jak tobie, aleć i dziecku na wietrze i słocie nie zdrowo.
Matka skwapliwie przytuliła do siebie niemowlę,