Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 298.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy sami? A pocóż się było sprzeciwiać woli ojca? Pan Bóg cię skarał Motruno!
— A! czyż już kary nie dosyć?
Maksym cały był pomieszany; widać było, że sam nie wiedział jak sobie poradzić i szukał sposobu, by się z tego przykrego położenia wywikłać.
— Ratujcież mnie choć teraz — odezwała się Motruna — jeźli nie czém inném, to chleba kawałkiem, bo i tego nie mam......
— Chleba już nie nadawać — odpowiedział Maksym, a i u nas go nie ma nadto: rok był nieomłotny, a u nas semia duża; ledwie do nowego wystarczy. Na co się wam upiérać i tu koniecznie siedziéć, kiedy gdzieindziéj zapracować możecie?
— A chata? a sadyba? — spytała siostra — a tyle naszego harowania koło niéj? Zresztą mój bracie, jak mnie tam pójść w świat za nim?
Nie chciała powiedziéć biédna, że go się codzień więcéj lękała: tak się jéj zmienił, tak zdziczał, tak zcyganiał.
— Filipie — rzekł Maxym — dajcie jéj miarkę żyta; tylko żeby żonka nie widziała, bo i u nas niewiele, a gęb dosyć... Idźże już Motruno!
— I tak mnie odprawiasz, bracie?