Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 295.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziera! Pójdę! — I począł uciekać, ale drżały pod nim nogi, i na siłę przemagając urok, który go trzymał u okna, powlókł się do swojéj chaty.
Tu pusto było i smutno jak zawsze, ale stara Jaga wróciła była do obozu, i Motruna ściągnęła się z łóżka z dzieckiem u piersi, rozpoczynając drugą część życia, którego piérwszéj chciała zapomniéć. Stała się już matką tylko i żyła dla téj dziéweczki, która w snach powicia nie wiedziała jeszcze, na jaką przyszła w świat nędzę.
Zaledwie wstawszy na nogi, potrzeba było Motrunie znowu począć myśléć o chacie, o dziecku, o mężu który codzień bezczynniejszy, bezwładniejszy, mniéj jéj dopomagał, całe dni trawiąc przyrosły do ławy i jakby napół senny.
Jeszcze chora, poniosła naprzód dziecinę do chrztu, a nie było jéj komu za kumów posłużyć i dwoje dziadów musiał ksiądz wezwać prawie siłą do tego obrządku, bo nikt z dobréj woli kumać się nie chciał z cyganichą.
Z niemowlęciem u piersi, biédna Motruna powlokła się potém pod drzwi ojcowskiéj stodoły, spodziéwając się tam znaleźć może młodszego brata.