Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 254.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gan. — Toć pomrzemy, jeśli nam w tych dniach piérwszych ktoś nie pomoże!!
— A Janek!
— Ale tu potrzeba kobiety!
— Ja wstanę, ja wstanę — pośpiesznie poczęła mówić Motruna!
— To być nie może: kilka dni przeleżeć musisz.... A któż tobie i dziecku posłuży, zgotuje; kto cię nauczy jak chodzić koło niego?
Motruna zmilczała, ale na twarzy jéj, z ruchów niespokojnych widać było, że bojaźń ją nie opuściła, choć nie wiedziała co począć.
Chciała sprobować czy nie potrafi wstać, i opadła na łóżko jęknąwszy tylko boleśnie.
Tumry siadł przy niéj na ziemi, i oczy wlepiwszy w dziecię i matkę, pozostał tak nieruchomy, w nieméj jakiéjś rozpaczy.
Wtém drzwi uchyliły się powolnie; spojrzała Motruna i zadrżała, widząc straszną twarz staréj cyganki, ukazującą się powoli z sieni.
Byłato stara Jaga, którą nie wiem, ciekawość czy inne jakie uczucie nagnało w ślady Tumrego. Poczwarna baba, mogąca przestraszyć wyrazem swych czarnych oczu i śmieją co się zaklęsłéj szczę-