Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 253.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tumry spoglądał na kwilące niemowlę i myśl jego przebiegała cały szereg ciężarów i obowiązków, jakie dla niego na świat przyszły z tém dziecięciem... We dwojgu ledwie żyć mogli: — troje umrzeć musieli... Potrzeba było pomocy osłabłéj Motrunie, pokarmów dla niéj, pieluch dziecinie, sługi w chacie i chleba! chleba! chleba!
Tumry zarabiając nań, musiał opuścić żonę samą, a nie było jéj komu dopomódz w piérwszych dniach słabości.
Chwycił się cygan za głowę.
— Nie ma rady — rzekł głośno — ze wsi nikt nam posłużyć nie zechce, ja sam nie podołam wszystkiemu; pozwól mi pójść i zawołać Jagi cyganki.
Na te słowa Motruna porwała się i dziécię przytuliła do siebie.
— Cyganki! — zawołała — o! nie chcę, nie chcę, obejdziemy się bez pomocy niczyjéj... Oniby mnie struli, oniby mi dziécię porwali!
Tumry ruszył ramionami.
— A tyżeś żoną cygana?
— Tak! tak! — rzekła — ale się boję, boję się! Miej litość nademną!
— Ty sama litość miej nad sobą! — zawołał cy-