Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 247.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiodła! O! miałamże miałam roskoszy, gdy wywiodłszy ich daleko, rzucałam po drodze jak ogryzione kości!.....
Coś okrutnego było w mowie cyganki, a jednak taki był urok jéj wzroku i głosu; że Tumry drżąc oderwać się od nich nie mógł! patrzał, słuchał i spragniony długą żądzą, nasycić się nie mógł,
Pięknąbo była przy ognisku, a świeże zwycięztwo okrywało ją jeszcze powagą jakąś i siłą nową! Tumry nigdy jéj taką nie widział.
— Ale mówno mi o sobie — z bliżając się i łagodniejąc, odezwała się Aza, o swéj — bukuni (domku) o egaszi (żonie), o życiu!
— Wszystkom ci powiedział — smutnie rzekł i powoli cygan. — Egaszi dobra i poczciwa, ale jéj tęskno za swemi, których nie widzi, jak mnie za male (polem) i namiotem! Płacze i płacze biédna! Bukunia moja, którą krwią i potem zlepił; wygnanka, jak my za siołem stoi na pustkowiu i patrzy się w państwo Mutes-oro, na cmentarzysko gadziów. Ciasno w niéj, głodno, zimno i pusto...
— A nie kwiliż w niéj dziécię? — spytała zamyślona Aza.
— Nie — odparł Tumry — ale kto wié, kiedy się