Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 241.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Właśnie o krok od siedzącego na zwalisku swéj potęgi Aprasza, obłąkany, senny, padł Tumry, łoskotem upadku swego przestraszając bandę całą.
Aza, która czuwała, chwyciła zapaloną gałąź z ogniska, i przybiegła piérwsza zobaczyć co się stało. Zdawało się, że przeczuła Tumrego, że się go spodziewała: tak zwycięzko spojrzała na twarz jego bladą, martwą, wychudłą, oświeconą płonącą gałęzią sośniny.
— Tak! to on! — zawołała dziwnym głosem — wiedziałam że to on być musi. Ciągnęłam go tu i przyciągnąć musiałam. Ale trup! ale martwiec i upiór! A! a! — dodała zlewając twarz jego przyniesioną przez Jagę wodą z kociołka — cóż mi z niego zrobili gadziowie, i ta jasnowłosa egaszi, dla któréj romów i ich życie porzucił! Na twarzy znać co wycierpiał! Biédny Tumry! zestarzał, znędzniał, nawpół umarł i zamęczył się.
Tumry w téj chwili otworzył oczy, podniósł się na łokciu, i zdziwionym wzrokiem powiódł po dziwnych otaczających go postaciach, gorące oko topiąc w pięknéj dziewczynie, która z uśmiechem litości stała nad nim w blaskach swéj pochodni, jak