Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 208.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niepoprawiony, nie zgarnięty, a garnki ostygłe i nietknięte.
Skrzyp drzwi przebudził kobiétę, a płomień ogniska oprzytomnił znużoną.
— E! e! Motruno kochanie! — odezwał się Janek po swojemu — coś ty mi się nie poprawiasz, nic z ciebie nie będzie! Jaka z ciebie gospodyni drzémać pod piecem. I wieczerzy nie jadła, i obiadu gotować nie myśli. Ja za ciebie wszystkiego zrobić nie mogę; rusz się i sama!
— Do czego? — spytała kobiéta — do pustych bo dni i porozsychanego naczynia?
— A czemu bodnie puste? — spytał Janek — to ty winna! Czemu naczynie się porozsychało? nie przez kogo tylko przez ciebie!
— Przezemnie!
— Dawniéj bywało — mówił głupi Janek — Motruna i za cygana i za siebie pracowała: wodę nosiła, chatę lepiła, krzątała się, aż miło; jam nieraz zdaleka patrzał. Teraz ją ani napędzić! Wstyd! wstyd!
— Coś ty mnie łajesz, Janku?
— A muszę, Motrunko kochanie — odpowiedział, wciąż się krzątając koło chaty parobek — bo mnie za ciebie wstyd! Piękna z ciebie żona i gospodyni!