Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 206.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dworu stąpił, kazał zawołać kapitana, i coś jemu takiego powiedział, że kapitan poleciał do oficyny i pakować się kazał.... Mówią, że ma wyjechać.... Czegoś się kłócili, i jegomość mu jakieś papiery rzucił w twarz..... Ot co ludzie gadają, a dziś gromada hurmem idzie do dworu ze skargą na Harasymowicza.
— A cała nadzieja była w pani — westchnęła Motruna. — Jéj nie ma, umarła i ta biedniaczka!
— Prawda, że to ona was pożeniła — rzekł Janek — musicie jéj żałować, i krowę wam dała. — Hm! ale nie macie za co jéj dziękować, że wam do biédy dopomogła. Byłaby was dola wasza nie minęła..... A i pan niezły, gdyby tylko nie lenistwo że mu się czasem do człowieka gęby otworzyć nie chce..... Moglibyście pójść do niego....
— To darmo! — cicho odpowiedziała Motruna — to darmo!
Janek spojrzał na nią, ruszył trochę ramionami, i począł łamać gałęzie u progu, przygotowując je do utrzymania ognia.
— Mnie trzeba będzie iść — rzekł — ale na chatę zdaleka naglądać będę. Macie tu gałęzie i łuczywo, świećcie sobie póki nie zaśniecie... I żebyście chcie-