Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pójdzie sobie pracować! — rzekła Motruna żywo.
— A potém co? — spytał Janek — pójdziecie we dwoje w świat! Noć, to lepiéj teraz!
— E! jak ludzie zobaczą kuźnię i węgla kupę, jak jeden, drugi podróżny pochwali się okuciem konia w karczmie, a przyjdzie transport w gołoledź albo z radłami w pole...
Janek głową pokiwał.
— Ta! ta! ta! to wy naszych nie znacie Stawiszczan — rzekł — Ho! ho! u nich jak u żydów, kiedy cherim, to cherim! Może toby i było za dziesięć lat, za dwadzieścia, ale wy tymczasem z głodu pomrzecie!
Motruna westchnęła, Tumry zamilkł posępnie.
— To darmo — rzekł Janek — już gromada się schodziła i ręce dawali i wódką zapijali i zmówili się, a ja ich znam. Jakby kto tylko do kuźni zaszedł, toby go z wioski na podole wypędzili: takby go prześladowali. Zeby jeno wiedzieli, żem ja tu był i z wami gadał, toby mi drzwi chaty nie otworzyli. O tém i nie myślcie.
— Tak ci się zdaje, Janku rzekł Tumry.
— Niech i zdaje — odparł mały. — Jak moje nie