Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 177.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Filip baba, Egaszi! — krzyknął cygan — boi się mnie, boi się brata, boi się dworu i daje jałmużnę żeby się pozbyć! Rzucę mu ją jutro w oczy!...
— A! na miłość Boga — podbiegając przerwała żona — i jego, i mnie i siebie zgubisz! Maxym gdy się dowié, pokoju mu nieda i zagryzie; a za dobre serce odpłacim mu biédą! Ja na to nie pozwolę!
— A nie skamienieje ci ten chléb w ustach kobiéto? — zapytał Cygan — chléb jałmużny jak psu rzucony, siostrze przez Pechral'a! A będziesz ty go mogła jeść! a da ci on życie? Nie! o nie!
— Wyrzuć go jeźli chcesz, ale nie oddawaj bratu — błagając, krzyknęła Motruna — i nie gub go i nie gub mnie!
Jeszcze Tumry odpowiedziéć nie miał czasu, gdy do drzwi niedomkniętych, ktoś powoli zaskrobał.
Szelest ten nieprzywykłym do niego uszom wygnańców tak się stał dziwnym, że oboje przejęci strachem, stanęli jak wryci; a cygan przeczuwając nieprzyjaciela bo się już wszystkiego obawiał! poskoczył ku progowi.
Motrunie przyszły na myśl duchy cmentarne, upiór ojca mściwy, i drżąc przeżegnała się.