Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ej! to coś innego, Motruno; ty mnie nie oszukasz: inaczéj te wiadra zginęły!!
Motruna niebardzo kłamać umiała: zarumieniła się cała, przemówiła coś niewyraźnie, ruszyła ramionami, udając trochę zagniewaną.
— Coto gadać! — dodał Tumry — mów prawdę kobiéto, bo się ona nie skryje!
Ależ ci mówię jak było — wchodząc do chałupy, zmieszana odpowiedziała Motruna.
Cygan w ślad szedł za nią, i w téj chwili, choć zmrok padał, spostrzegł na środku izby leżący fartuch pełen żyta, który Motruna, nie myśląc co robi rzuciła powróciwszy.
— A to co — spytał wskazując ręką.
— To żyta miarka, którą kupiłam za złoty u przejeżdżającego z Rudni człowieka.
— Za złoty! — kiwając głową odpowiedział cygan już nie dając wiary. — Nie wierzę Motruno, mów prawdę, mów prawdę, to się nie godzi! Tyś płakała, ja chcę i będę wiedział wszystko, choćby mi przyszło nie wiem gdzie pójść po to.
Motruna milczała jeszcze, zbierając końce rozrzuconego fartucha.
— Ale boś mnie zastraszył swoim ogniem i gnie-