Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był straszny wściekłym gniewem, że się Motruna aż cofnęła, żegnając mimowolnie.
— A Tumry mój! — zawołała — czegóż się gniewasz i grozisz? Nic się nie stało naprawdę, nic mój kochany!
— Dlaczego płakałaś? Row (płacz) nie przychodzi bez przyczyny!
— Nad swojém głupstwem płakałam — odpowiedziała Motruna, chcąc wszystko utaić przed mężem. — Ot! przepadły mi wiadra z mojéj winy, nie z niczyjéj.
— Wiadra? jakim sposobem?
— Poszłam po wodę, ale przez lenistwo nie chciało mi się czerpać z krynicy, więc zlazłam aż do stawu; a że tam woda płynie żywo, a mnie nogi drżały, potopiłam wiadra.... Zabrała je rzeka.... młyn porozbijał.
Cygan spojrzał jéj w oczy i głową pokiwał.
— Gdzie? co? — rzekł powoli — w stawie moczą konopie, a tybyś tam wodę brała! Nadto z ciebie dobra gospodyni! Gdyby i poszły wiadra z wodą, toćby niedaleko popłynęły, bo trzciny rosną od brzegu, a tobie nie nowina po kolana się zamoczyć!