Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mięci, poruszyło biédną wygnankę, sierotę, i do łez ją rozczuliło. Witała się ze wszystkiemi, głośno wywołując nadane im nazwiska; a gromadka krzykliwa kręciła się dokoła, coraz głośniéj szczebiocząc. Nie ośmieliło to jednak Motruny wstąpić do chaty, która stała zawarta, i nikogo z niéj dotąd widać jeszcze nie było.
Dzień był przecie sobotni, i pewnie żadnéj we dworze ani w polu roboty: bo całe dwa dni lał deszcz, a od południa dopiéro przesychać zaczynało. Już miała odejść przejęta strachem, gdy znajomy skrzyp drzwi od izby dał się słyszéć i wyszedł z nich starszy brat, widocznie tylko co przebudzony, przeciągając się jeszcze. Na gwar ptastwa sądząc, że może jastrząb zwija się w okolicy, przyłożył rękę do czoła i spojrzał; a z za wrót postrzegł głowę Motruny i stanął, widocznie zafrasowany. Jedną już ręką chwycił za skobel od drzwi, jakby chciał nazad powracać, a drugą rzucił zniechęcony. Walczył z sobą: to uciekać myśląc, to odprawić siostrę kilką słowy: ale brew jego namarszczona nic dobrego nie zwiastowała.
Motruna wyciągnęła ku niemu rękę:
— Bracie! bracie!