Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 064.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmiechu ani tańca, ani nic, co weseli dziewczęta; nosiła w sobie przyszły smutek jakby pączek nierozwiniony. Nigdy jéj nikt w taniec nie wywołał, ani pieśni wesołéj wyuczył; a najmilszą zabawą jéj bywało usiąść na wysokim pagórku i patrzéć daleko, daleko, jakby ją ktoś z drugiéj połowy świata wołał.
Matka jéj umarła dawno, ojciec niewiele na nią dotąd patrzał, choć kochał; bracia, że byli jasnowłosy po matce i weseli i żywi, tęsknicy jéj nie rozumieli. Dla niéj męką było w chacie wysiedziéć długo; często płakała czując się przykutą do przyzby, a gdy przyszło iść po wodę, to leciała do najdalszéj studni, byle nieznaną jakąś splądrować ścieżynkę.
Jednego wieczoru idąc z wiadrem, Motruna spotkała Tumry błąkającego się po wzgórzach; i raz tylko na siebie spojrzeli — a nie wiem czemu odtąd o sobie nie mogli zapomniéć. Tumry był nadto hardy, żeby się chciał zbliżyć do dziewczyny, która go mogła ze wzgardą odepchnąć; Motrunie brakło męstwa, żeby go sama zaczepiła. Ale silniejsza od nich obojga wola losu i potęga rodzącego się przywiązania, sprowadzała ich ciągle, stawiąc naprze-