Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skno jéj było za wszystkiém dawném, nawet już trochę za nędzą.
O! któż ludzką pojmie naturę i ludzkie przeczyta serce? Często najsprzeczniejsze chwycą je żądze i szarpią, a obie tak nam drogie, że żadnéj z nich odpędzić nie mamy siły. Tak było z Azą: tu ją cieszyły i bawiły miękkie poduszki dostatku i strój bogactwa; tam ciągnęła tęsknota za bożym światem szerokim. Bo to było dziecię Errumanselów (cyganów), wygnańców bezdomnych, wyrosłe pod skrzydłami burzy, wykołysane wiatrami, zapalone od słońca, myte rosą poranną; i jemu wędrówka jak bocianom rozwijała skrzydła od gniazda pędząc do gniazda, zawsze w tęsknocie za czémś nieznaném.
W tydzień Aza płakała; chciała uleciéć, bo czuła że więdła, że tęskniła, że marła; a żal jéj było błyskotek, wdzięku, który jéj dawały, i życia, którego skosztowała. Kochanek blady, zmęczony, zesłabły, mdlejący, był dla niéj pogardliwą istotą, i brała ją litość nad nim, ale więcéj obrzydzenie; po dotknięciu téj ręki wyschłéj w próżnowaniu i rozpuście, ocierała dłoń swoję jak po ślinie ropuchy. Adam milczał, palił się, kochał — ale żył.
Jednego wieczoru pokazał się księżyc z za drzew