Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spożyć co tylko było pod ręką w téj szybkiéj godzinie jéj doli; a ile razy łachman zrzucony przypomniała sobie: dreszcz ją przebiegał, i jak struś zamykała oczy, by przychodzącego niebezpieczeństwa nie widziéć.



Długo tak trwać nie mogło, a trwało jednak dosyć długo... Dziewczyna paliła zwiędłego panicza na żar i popiół; on się zżymał, ale czując życie w sobie piérwszy raz oddawna, nie wyrywał się z niego. Aza myślała o jutrze, o brudnéj szatrze cygańskiéj, o starym łachmanie, który zrzuciła jak wąż przyodziewający się na wiosnę; o życiu niedostatku i gołego nieba myślała, walczyła z sobą.
Tu ją trzymały błyskotki, tam pociągała cygańska swoboda... Cztéry ściany malowane zamykały niewolnicę, a przez okno widać było zawsze jednę, smutną, ciemno­‑zieloną gałąź świerka, co się uwiesił na dachu dworca: nie czuła wiatru, który tylko świstał, szumiał i huczał w kominach; nie piła powietrza żywego, które latało około domu; nie biegała ku nieznanemu, jak przywykła: i tęskno, tę-