Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aprasz szedł do dworu zadumany, a Aza podśpiewując wesoła, wystrojona, prawie piękna. Ona tak doskonale umiała uczynić się wdzięczną, gdy chciała, a tak chciała być teraz piękną i do reszty oczarować panicza.
Ani psów, ani przyjaciół w ganku nie było, tylko sam pan. Aza szła śmiało, prosto do niego z uśmiechem siły, ze wzrokiem zwycięztwa.
Adam aż uląkł się tych czarnych węgli jéj oczu, i zamiast gniewu, blady uśmiech proszący o litość prześliznął się po jego ustach.
— Kto wam tu pozwolił się zatrzymać? Zkądeście tu przyszli? — spytał po chwili.
— Mój stary nie umie dobrze mówić — szybko występując naprzód poczęła cyganka — pozwólcie mi się wytłumaczyć. Milcz Aprasz i dozwól mi się z nim rozprawić — dodała po cygańsku.
To mówiąc przystąpiła bliżéj, przysunęła się pod ganek, przełamała główkę na karczku gdyby ptaszek, podparła ją dłonią i wlepiając węże oczy w młodzieńca, coś cicho, niezrozumiale, jakby zaklęcie mruczéć poczęła. Adam chwilę popatrzał, chciał się odwrócić, czując, że wzrok cyganki szarpie mu coś głębiéj w piersi, niż dotąd kiedykolwiek czyje