Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dział sobie: ona musi być moją, i dodał cicho: choć bym ją krwią miał zapłacić.
Ledwie odszedł wolnym krokiem, cyganka pobiegła z uśmiechem radości do starego Aprasza.
— Słuchaj ojcze — rzekła — słuchaj dados, rzuć ten młot, odpocznij, będziesz mógł użyć wczasu: dziwne się rzeczy stroją! Raklora (dziewczyna) złowiła rybkę!!
— A co ci się tam znowu uroiło w młodéj głowie? — odparł cygan.
— Co? wiész? ja się znam na ludziach! Bóg, co nas posłał na wiekuistą włóczęgę po świecie, dał nam węch jak staremu szukeli (psu) szukającemu sobie lekarstwa. My także instynktem czujemy ludzi i czytamy w nich lepiéj, niż oni w swoich książkach. Przed chwilą przechodził tędy około namiotu raj (pan) tutejszéj wioski, młody dziedzic wsi, o którym wiész co powiadają, że mu woda zamiast krwi w żyłach płynie. I prawda! O biédne chłopię, zdaje się nie mieć w sobie także i siły do jutra!.. A jednak moje oczy go rozgorączkowały. O! bo téż dobrze, dobrze patrzałam na niego, aż zadrżał, aż się zwinął jak wąż gdy go nogą nastąpisz. I powoli rumieniec tryskał mu na twarz