Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt z ucztujących nie przeczuwał, że płomię Troi groziło stolicy Romula.
Wtém nagle, blizko stojących, część cyrku od góry Palatyńskiéj i Coelieusowéj, zażegnięta stanęła w mgnieniu oka oblana płomieńmi, które wiatr rozdymając południowo-zachodni, niósł na miasto.
Tu stały sklepy i klecie i liczne stare domostwa, których dachy i wnętrza łatwą dla ognia mogły być pastwą.
Więc podniosło się płomię chciwe, rozkładając szeroko i szalejąc. A wtém i po innych częściach grodu buchnęły podłożone pochodniami niewolników ognie, i razem niemal cały Rzym stał się jakby jednym wielkim stosem, w którego blasku, na górze Palatyńskiéj, wśród kolumn złocistych, na wieżycy ukazał się Cezar uwieńczony, z lutnią w ręku.
„Biegąc z szalonym pędem, pisze Tacyt, pożar począł niszczyć nizkie naprzód budowy, potém się rzucił na wznioślejsze, a z nich znowu przypadając ku ziemi, swą szybkością oparł się ratunkowi wszelkiemu. Wzmogło go nagromadzenie domów olbrzymich, ciasne, kręte i nieregularne ulice starego Rzymu, krzyki i narzekania niewiast, słabość starców bezsilnych i dzieci; ścisk wybiegłych mieszkańców, tłoczących się by siebie lub drugich ratować, wlokących za sobą chorych, oczekujących na spóźnionych, wstrzymujących się w niepewności co począć mieli, przeciskających przez tłumy.