Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„I zawołali, widząc miejsce zapalenia jego, mówiąc — a któreż podobne miastu temu wielkiemu?!
„A jednéj godziny spustoszało.”...
Gdy tak mówił Piotr słowami brata w Apostolstwie Jana, mrok począł padać na Rzym i światła po grodzie onym gorzeć zaczęły, a w sadach jego i skrytych galeryach domów, błysły lampy wieczorne, rozpaliły się ogniska i dźwięk pieśni i chory biesiadne ozwały. A gromadka chrześcijan stała przypatrując się widokowi piękności stolicy, i w ciszy modlić się zdawała. A obraz to był wielmożny i straszliwy téj niezmiernéj stolicy, jako maleńkie dziécię ciszą nocną spowitéj i wśród pieśni spoczywającéj po dziennym trudzie... ale nie na łożu pokoju i wytchnienia — w barłogu rozpusty i swawoli.
Długo tak trwała owa cisza wskróś grodu, przerywana tylko brzękiem cytar, głosem fletów i chórami tanecznic, migotaniem świateł w ciemnościach ubrana... Piotr patrzał i modlił się, jakby już wiedział co za chwilę stać się miało.
Noc i uczty przeciągnęły się do późnéj godziny, oni jeszcze stali, czekając co być miało, bo duch proroczy zwiastował im przygodę wielką.
Wtém od Palatynu, jakby zastęp jakiś mignął w ciemności niosący pochodnie, i rozbiegł się wśród cieni nocnych roznosząc płomię po ulicach góry Coelius, Aventynie i daléj we wnętrzności grodu.