Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzikiego źwierza, zapartego za żelaznemi kratami, nastraszył: zamilkły lwy i pantery, a po chwili dopiéro na ryk ludu odpowiedziały rykiem drugim, który z pod stóp widzów dając się słyszeć, wstrząsł cyrkiem całym.
Ale nie przeraził tych co krwi czekali, i tłum począł klaskać tylko na tę głośną obietnicę mordów i uciechy....
Wtém powiała chusta, ozwała się trąba i bramy Carceru otwarły szeroko, a na plac wystąpiły wozy, ustawiając się rzędem jedne przy drugich, u piérwszéj mety.
Dokoła Spiny siedem razy obiedz było potrzeba, i wyścignąwszy współzawodników, stanąć piérwszemu u mety, by wieniec otrzymać. Wozy, na których jechali sławni woźnice, leciuchne, bronzowe, o dwóch kołach, zaprzężone końmi pełnemi ognia i siły, a wrzawą i strachem pobudzonemi do biegu, wyrwały się jak błyskawica na dany znak przez Cezara. On, co sam w Cyrku na Watykańskiéj górze, codzień prawie stojąc na wozie biegał do mety, dziś widzem był tylko, ale chciwym widoku, ale pełnym namiętności jak inni, może gorętszym od drugich.
Oko jego ścigało zielonego ulubieńca i podżegało go do zwycięztwa... był to wódz nowéj partyi, która za jego panowania się zrodziła. Znani wprzód byli tylko czerwoni i biali woźnice, teraz