Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pudens zmięszany nieco spuścił oczy.
— Wstyd mi wyznać — rzekł ciszéj — że niewolnik piérwszy mi oczy otworzył...
Ale u nich nie ma niewolnika ni pana; są bracia i synowie jednego Boga. Miałem zdawna u siebie Minusa; znałaś go pewnie; była to istota dzika na pół i wielce gwałtownego charakteru, mieliśmy trudność utrzymać go dla niepohamowanych namiętności. Obawiając się nawet, chciałem go był sprzedać, gdy nagle postrzegłem w nim zmianę wielką. Była ona tak nagłą i niespodzianą, żem przyczyny jéj badać musiał i dobadując się znalazłem, że nową przyjął wiarę. Naówczas ciekaw byłem poznać co na tak nieuchodzonego człowieka podziałać mogło: przyszedłem z niedowiarstwem, wróciłem... siostro... zdumiony i nawrócony...
Starzec westchnął...
— Nie jest to wiara jak inne — dodał po chwili znowu — nie porywa blaskiem i majestatem swych obrzędów; ludzie ubodzy stali się piérwszymi jéj kapłanami; miłość i braterstwo jéj hasłem. W ciasnych izdebkach Suburry, w ergastulach parnych i podziemiach, przy świetle dymiącéj lampy, schodzą się oni modlić, śpiewać, wzywać Boga aby duch jego ku nim zstąpił, a potém usciskiem[1] braterskim połączeni spożywają chleb suchy lub trochę owoców, i to jest ucztą ich całą.

— Zadziwiasz mnie i budzisz moją ciekawość —

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – uściskiem.