Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zwierz afrykański mało przybywał na cyrki i kosztował drogo, a okrętów brakło by poń posłać, bo flota stała w Baii, aby Cajus konno mógł po jéj grzbiecie przebiegać zatokę, — więc ludźmi karmiono dzikie cyrków potwory i głodne ryby w sadzawkach.
Często powracającego od trupa ojcowskiego syna, ze łzami w oczach, zabiwszy mu rodzica, porywał Cajus i sadzał z sobą do uczty, by się z nim śmiał i rozpustował, — nie umiejąc poszanować nawet dziecięcéj boleści.
— Bijcie tak — mówił do katów — aby zabijany razem czuł że umiera.
Powtarzał, że pragnął aby cały lud rzymski jedną miał tylko głowę, by ją mógł ściąć jednym zamachem.
Zazdrośny życia, zazdrosny sławy, zabronił stawiać posągi i wywracał wzniesione, chciał zniszczyć dzieła Homera — ale któż policzy te szały zwierzęce?
Dziś rzucał z dachów bazyliki Juliusza Cezara pieniądze dla ludu, jutro je wymyślnemi sposoby wydzierał, a wśrodkach do zdarcia był niewyczerpanym.
Gdy w końcu i łamanie testamentów i zabory majątków i wyciśnione nie wystarczały summy, Cezar się zrobił przekupniem i sam, rodzinne pamiątki po siostrach sprowadziwszy do Rzymu, sprze-