Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niono z nim co kto zamarzył. Wprawdzie zapomniane Lex Petronia, nie dopuszczało ich męczyć i zabijać, ale od spełnienia martwéj litery tych postanowień łatwo się było wywinąć.
Nic wówczas trudniejszego nie było wedle pojęć czasu, jak przyjść do tego uznania, że człowiek każdy jest człowiekiem, a wszystkim jedno służy prawo moralne; czasem tylko litość zastępowała prawo, serce wyprzedzało myśl i rękę podawało uciśnionym.
Juda, sam nieszczęśliwy i osierocony, ledwie wyrwawszy się śmierci i uniknąwszy zesłania, skłonniejszym był niż kto inny do politowania. Widok poddanego mu ergastulum i tych co w niém jęczeli, wzbudził w nim uczucie bolesne, a gdy sam zostawiony sobie siadł w pustéj izdebce na górze i Tyro stanął przed nim w pokorze, usiłując nowemu panu usłużyć drżącemi od strachu i starości rękami — z trwogą pomyślał o niewolnikach, których trzymano na uwięzi, o głodzie, czując że los ich od niego w części zależał.
— Nowy pan nasz — rzekł po chwili do Tyrona — nie chce by mu tu jego mienie przepadało, by ludzie jego gnili w podziemiu a dom walił się i rozsypywał... potrzeba cóś począć.
— Tak, potrzebaby coś począć — powtórzył Tyro, badając go bojaźliwie okiem niewolnika, który przywykł z każdéj słabości korzystać i szuka tylko za