Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wśród zabawy Charicles powstał aby pożegnać pana, przystąpił ku niemu, przykląkł i całując rękę drżącą i zimną, gdy ją niósł do ust, ujął tak zręcznie, by dobijającego ostatków życia pulsu namacać [1]. Tyberyusz drgnął, odgadł myśl jego i szkliste oko zatrzymał chwilę na Greku, z groźbą zimną jak dotknięcie miecza.
— Starcze! — rzekł — ostatka sił pytasz we mnie? nie prawdaż? Boisz się poczciwy, stary mój sługo ażebyś pana nie stracił.... Nie bój się! żyje Cezar jeszcze i długo żyć będzie — dodał ciszéj słabnącemi usty. — Nie dobrze jest nocą przebiegać pola Campanii, zostań z nami do dnia, przeciągniemy ucztę jak bywało w Caprei... niech Priscus każe rozpocząć na nowo, niech nam dadzą wina, jadła, śpiewu i wesela...
Życie krótkie... potrzeba go używać.
Wszyscy na te słowa zadrżeli, bo starzec ledwie się dźwigał, brakło mu tchu widocznie, lecz Priscus był posłuszny.

Wnet nowy orszak młodzieży pobiégł drugą ucztę gotować, świeże przynosząc wieńce, amfory i czasze. A że mrok coraz gęstszy zelegał[2] wnętrze sali i blask tylko dnia ostatni odbity od morza zwierciadeł słabo oświecał triclinium, wniesiono kandelabry i lampy, spuszczono zasłony z stropów

  1. Historyczne.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zalegał.