Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na odgłos kroków i schrzypłe wołanie staruszka klucznika, porwali się niewolnicy, zabrzęczały łańcuchy, czterech ludzi powstało jęcząc z ziemi. Ciała tych nieszczęśliwych wynędzniałe i wychudłe, oczy zaczerwienione i wpadłe, ręce spracowane, namulane od kajdan nogi, popiętnowane twarze, łachmany odartych tunik, ledwie pokrywające nagość, wzbudziłyby litość w najdzikszym.
Wszyscy wstawszy, popadali zaraz na twarz przed przybyłym, a stary Tyro — tak zwano klucznika — jął ich pokazywać przybyłemu, z zimną krwią zastarzałego w niewoli i upodleniu człowieka.
— Oto ten — rzekł wskazując czarnego i barczystego ale ranami okrytego człowieka, którego pochodzenie wschodnie zdradzały rysy twarzy i dzikie a dumne wejrzenie — jeszczeby się na cóś przydał może, ale pracować nie chce; potrzebuje nieustannego smagania, bo go już i głodem darmośmy morzyli.
Niewolnik spójrzał na starca jakby mowę jego rozumiał, i poprawił czapki kształtem przypominającéj frygijską, potém stęknął głosem ogromnym, aż Juda wzdrygnął się, usłyszawszy ten boleśny jęk jego piersi.
— Jest to Parth — dodał stary — z tych ludzi, wiadomo, rzadko się uda co dobrego, ale ręczyska silne. Mówiłem ja dawnemu panu, żeby go nie kupował, ale niecny mango (zręczny handlarz) skusił