Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była, by dać miarę czynów twarzą, na któréj coraz głębsze malowało się pogrążenie i smutek.
Nerwa od dnia do dnia coraz uparciéj milczący, w ostatku jakby mowę stracił, twarz jego jakiś wyraz dziwny i złowrogi przybrała.
Stary już po prostu, jak inni, życiem bez celu i nadziei się znużył — chciał umrzeć.
Kilkakroć Cezar zapytywał go co mu dolegało i odebrał odpowiedź chłodną, że pora przyszła umierać.
Nareszcie jednego poranku, Coccejus, pisze Tacyt, którego już nic nie zastraszało, zawsze w łaskach u pana, zdrów, nie mogący się lękać niczego, widząc coraz nowe padające ofiary, a obawiając się może być świadkiem straszniejszych jeszcze rzeczy nad śmierć Drususa nad spodlenie senatu i zdrady, któremi się okupowano podejrzeniom, przyszedł, domagając się posłuchania w niezwykłéj godzinie.
— Czego żądasz, Nerwa? — spytał Cezar dając mu rękę do pocałowania.
Moriturus te salutat (Wita cię mający umrzeć) chcę umierać — odparł Coccejus.
— To łatwo! ale dla czegoż życie ci się sprzykrzyło? — rzekł Tyberyusz zdziwiony.
— Nie wiem! żyć mi ciężko! wolę skończyć niż dźwigać to brzemię....