Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze Juda i Rachel stali trwożnie poglądając za nim, gdy kapturek jego penuli ukazał im się na wierzchu skał otaczających i zniknął...
Chłopak szybko zbiegł po skałach na dół, nad samo morze ciemne, wyprzedził posłańców, którzy go po całéj wyspie szukali i położył się na kamienistym skraju doliny od Posidonium, udając że pochwycony snem, spoczynku tam szukał i chłodu.
Nieprędko późniéj jeden z niewolników przez Priscusa wysłanych, ujrzawszy ciemny płaszcz jego na ziemi, przyszedł potrącając go z gniewem i przeklinając grubijańsko... przebudzić ze snu. Był to Iberijski jeniec, któremu dokuczyło szukanie zbiega, mszczący się na nim trudzącego po górach biegania.
— Hypathos! — zawołał — czyli ci tu mięciéj i lepiéj niż na twém posłaniu, żeś zabiegł tak daleko... aby gniew Priscusa obudzić!
— Ani mięciéj, ani lepiéj — odparł udając przebudzonego chłopak — ale mi tu swobodniéj, alem tu sam, a ty coś był kiedyś wolnym w swych górach, możeż się temu dziwować?
— Patrz, na Marsa! — odparł Iberyjczyk — i to dziecię rozpieszczone woli kamienie nad brzegiem morza, nad puchy i przymuszone pieszczoty! Ale chodź! niewolnik niewolnikiem, a wybierać mu się nie godzi do smaku! Cezar zażądał wielkiéj uczty... Priscus cię wołał!... słońce ma się ku zachodowi!!!