Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 223.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nowemi siłami powrócą. Zyrun, dowódzca tych gromad, opodal je nanowo ściągnąwszy w lasach, pocichu z niemi przypełzł nocą pod gródek, pewien będąc, że go bezbronnym zastanie. Tu ich czekano w cichości, i gdy się do ostrokołów skradali i pełznąć poczęli jak mrowie, wnet sypnęły się kamienie, rzucono kłody, tak że znowu odbiedz było trzeba.
Bronili się szczęśliwie bracia nie tygodni, ale miesięcy kilka, jakiegoś końca, jakiegoś miłosierdzia oczekując Bożego. Gdy się to zbyt już długo przeciągnęło, a głucha zawsze otaczała ich cisza, radzili w końcu, by żony i dzieci na wozy zabrawszy, dostatek i mienie, opasać dokoła swoim ludem i tak z zamku wyciągnąć, obronną ręką przerzynając się za Wisłę, gdzie spokój miał panować. Już niemal postanowioném to było i dnia tylko wyczekiwano pogodnego, a Andruszka i Jurga srodze bolejąc nad swoją ojcowizną, jeszcze się ociągali, gdy nadbiegł mały oddział synów władyków i żupanów, który im zwiastował, że Kazimierz z posiłkami cesarskiemi szedł znowu ład i pokój w Polsce przywracać.
Na to więc zeszło to potężne Chrobrego państwo, że niemcy zbawcami jego być mieli, że w niém nanowo wiarę szczepić, prawo stanowić, kościoły stawiać i uszczuplone granice umacniać było potrzeba.