Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 206.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jętniał dla niéj. Oddalał się od niéj i nie zwierzał z myśli swych.
Gniewała się Oda wyrzucając mu, że ją wziął jak niewolnicę do łoża, nie jako królowę do boku, a Bolesław niemal potakująco się uśmiechał.
Tak płynęły dni coraz cięższe.
Król téż więcéj teraz niż kiedykolwiek zajmował się jakby zabezpieczeniem przyszłości. Ustanawiał straże po zamkach na granicach, Mieszka wysyłał na oglądanie ich, troskał się o rzecz najmniejszą, ogłaszał rozkazy, wpajał miłość sprawiedliwości. Za młodszych dni bohater na polu wojny, chciał być prawodawcą i gospodarzem w podeszlejszym wieku.
Najuboższy lud pierwszy u niego miał posłuchanie, najmniejsza krzywda mu wyrządzona więcéj go obchodziła, niż spory o szerokie ziemie i lasy pomiędzy rycerstwem.
Okazując miłość dla Bezpryma i o los jego troskliwość, nie spuszczał król z oka Mieszka, przy każdéj zręczności powołując go do boku i głosząc następcą swoim, tak aby wola jego najmniejszéj nie ulegała wątpliwości.
Bezprym na oko posłuszny, zatajał myśli swe i — czekał.
To nieustanne zajęcie, podróże po granicach, sądy, łowy, gościna i przyjęcia trzymały króla na pozór w dawnéj sile, ale ci co go otaczali widzieli jawnie, iż nie tym już był co niegdyś.