Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skłonił się posłany i uszedł ku stajniom a Aron do króla podążył.
Topiąc niepokój w kubku i rozmowie, Bolesław siedział otoczony radą swoją i rycerstwem. Dnia tego miał zrana do odsądzenia spraw wiele, do pogodzenia spory zajadłe — znużony był karaniem winnych i jednaniem zwaśnionych. Niektórzy z nich stali jeszcze, bo Bolesław wyrok umyślnie odroczył, aby ich przywieść do upamiętania i zgody. Starzy wodzowie przypominali wyprawy swoje. Król słuchał rad i uśmiechał się czasem. Gdy opat wszedł z tą twarzą na której nigdy nic nie można było odgadnąć, zawsze jedną i poważną, król się obrócił ku niemu.
Przyjście jego zwiastowało zawsze ważną sprawę. Powstali wodzowie witając go, uchylił król głowę, pierwsze mu uczyniono miejsce. Aron stał.
— Przynosicie mi co, mój przewielebny — odezwał się Bolesław — lub macie żądanie jakie do mnie? Wam zawsze i przedewszystkiemi należy pierwszeństwo.
— Dziś mi ono należy w istocie — rzekł Aron — bo przynoszę wam, miłościwy panie to, czegoście najmocniéj pożądali — koronę!
Oczy Bolesława zajaśniały — powstał poruszony cały, wszyscy się skupili ciekawi.
— Objawienie mieliście? — spytał.
— Przybył posłaniec od o. Gerberta, są o półtora dnia drogi.