Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyzn... Przecie Oda odjechała płacząc a mówiąc, że chyba umrze z tęsknoty za królem naszym.
— Mówiła to?
— Sto razy! — potwierdziła Adelheida — słyszeli wszyscy, nie taiła się z tém wcale. A co się tam łez wylało i leje... Miłościwy pan jużby litość nad nią mieć powinien...
Mówiła tak długo, i więcéj niż swaty Guncelina, niż namowy innych pochlebców ostrożne, wzruszyło króla to, że Oda piękna i młoda serce doń miała.
Począł myśleć — zagadnął opata, ten zmilczał znowu. Nie w smak mu były królewskie swaty, wybór mniéj jeszcze; lecz Bolesław wolę miał we wszystkiém upartą, a walczyć z nim mógł — on sam tylko. Każda inna walka próżną z nim była. Opat Aron modlił się o odwrócenie téj plagi, która domowi królewskiemu groziła. Oko jego widziało już sieci, które snuto dokoła, do rozerwania trudne, przybywało nowe ich pasmo z Odą, która niemiecki wpływ miała powiększyć. Bolesław nie chciał widzieć tego, a raczéj gardził niewiasty znaczeniem; namiętność go zaślepiała.
Sam powtórnie zagadnął Adelheidę o markgrafównę, łajać ją, że go kłamstwem karmiła, ale kobieta zaklęła się na wszystkie świętości, iż mówiła prawdę i że Oda z wielką była dla króla miłością.