Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 133.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rozrywka to pańska — odezwał się głosem schrypłym i bojaźliwym — ale synowi królewskiemu wojnaby i władza lepiéj przystała...
Bezprym choć się poddawał woli ojca, o sobie mówił nie kryjąc bolu.
— Albo to wy nie wiecie — odezwał się — jakim ja jestem synem królewskim? Mieszkowi mnie na sługę przeznaczono... toć wolę z ptakiem jechać, niż za panem bratem nosić mieczyk lub tarczę...
Pokręcił głową ksiądz.
— Wszystko się to — rzekł — zmienić może...
— A jak? — wtrącił Bezprym, który psa już z oka tracił.
— Byle wola i odwaga — szepnął ksiądz cicho — prawa przecie nie straciliście, pierworodnym jesteście... Dziś czy jutro możecie się o nie upomnieć...
Był to może pierwszy człowiek na dworze, który w ten sposób mówił do Bezpryma. Duchownego suknia wyrazom dodawała znaczenia. Królewicz słudze ptaka na rękę przesadził i sam zsiadł z konia.
— Mnie zawsze patrząc na was zdaleka — odezwał się duchowny — żal było miłości waszéj.
— Bóg zapłać — rzekł Bezprym.
— Nie rozpaczałem ja nigdy o przyszłych waszych losach — dodał. — Jeźli chcecie pomówić