Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zadumał się Bolko, a wkrótce szepnął.
— Pletli o niéj dużo... — wianek pono postradała...
Guncelin ręką dziwnie pokręcił i cynicznego coś szepnął do ucha bratu. Bolesław się rozśmiał, i, jakby zapominając się począł wnet.
— Dziewka hoża, na królowę wyrosła, w koronie by jéj pięknie było i na białych ramionach płaszcz purpurowy zawiesić nie żal. Gdy się uśmiechnie, prawdę rzekłeś, jakby napój lała z ust co upaja, gdy spojrzy, zimno się robi, ale boję się by w niéj siły nieczystéj nie było.
— Toć ją u ołtarza księża wygnają — rzekł Guncelin — i dzika łania rzuca się swobodnie po lesie, póki wolną jest, gdy ją złapią i obłaskawią za ręką idzie.
Król znowu rozmowę odwrócił, nie nalegał Guncelin, prawił o innych dziejach, które się po niemczech działy, a Bolesław słuchał go bacznie. Przyszło do pogańskich krajów nienawróconych i niepodbitych, do których sobie prawa rościli niemcy, namarszczył się Bolesław.
— Ci moi być muszą — rzekł — nie będę pytał, czy mi ich da Rzym, podbiję ich i nawrócę. Mowę mają naszą, z ciałem moich się zrośli, nie dam ich!!
— Idą przecie z nami na was! — odezwał się Guncelin.
— Pójdą ze mną przeciw wam! — rzekł Bo-