Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

celin. Na dojrzalsze lata innéj ci trzeba. Same z siebie smutne to dni, gdy przychodzi siwizna, odmładzać się musisz młodością cudzą. Ja ci swatem chcę być?
Pytającém okiem rzucił na króla, lecz Bolesław z siedzenia wstał i jakby rozmowa nie miłą mu była, począł inną.
— Jak ci się zda, obosieczny miecz lepszy, czy nasz?
Pomyślał Guncelin...
— Obojgiem nie gardzę — rzekł — jeden u prawego, drugi u lewego wieszam boku... zdadzą się oba.
— Cóż o toporze powiesz? który frankowie noszą? — wtrącił król.
— Chwalę go równie, jak okutą żelazem całą dzidę — mówił Guncelin. — Wszelki mi oręż dobry, ale żaden nie wart nic, gdy człek słaby.
I poszła rozmowa na wojenne sprawy, a niemiec ze swatami umilknąć musiał. Rzekł w duchu że źle dobrał porę.
Po wieczerzy siedzieli u dzbanów, nalewano miód stary i wino i pili oba milczący, gdy w końcu napój serca począł zagrzewać. Guncelin okiem rzucił po izbie, w któréj sami wojacy i dwór męzki widać było.
— Bracie — rzekł — smutno u ciebie, niewieściéj twarzy nie widać?