Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie da mi jéj Rzym — odezwał się ponuro — to wezmę ją sam, poświęcą mi ją i namaszczą biskupi moi, tegoż Chrystusa słudzy, co najwyższy biskup rzymski.
Ręką, jakby w miecz zbrojną, powietrze przeszył król i zamilkł.
Guncelin spoglądał na niego.
— Mocen jesteś w domu uczynić co ci się zda — odparł — ale cię nie uzna cesarstwo!
— Mieczem sobie wyjednam uznanie, śmiejąc się odezwał król.
— A potomkowie twoi? — spytał Guncelin.
Na to wspomnienie chmurą zaszła skroń Bolesławowa, lecz opamiętał się rychło.
— Mieszko dał się wam przecie we znaki, wojakiem jest nie pośledniejszym odemnie.
— Nie przeczę — zawołał Guncelin — ale Bolesławem on nie będzie.
Pochlebstwem tém, nie rozbroił króla, który się wstrząsł i posunął od niego na siedzeniu.
— Wszystko w mocy Bożéj — dokończył — Bogu Chrystusowi służę wiernie, i tuszę żem u niego na łaskę zasłużył.
Nieodpowiedział na to niemiec, lecz wkrótce rozmowę na weselszy tor prowadzić zaczął.
— Tobie we wdowieństwie nie żyć bracie — odezwał się — żony ci potrzeba.
— Emnildy drugiéj nie znajdę — rzekł król.
— Ani jéj szukać nawet — począł żywo Gun-