Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aron się namyślał co powiedzieć i westchnąwszy, spokojnie już rzekł.
— Byłem przeciwnym wyprawianiu wszelkich posłów, znając i wiedząc, jak tam na nich czatować będą, lecz woli króla oprzeć się nie mogłem. Nie moją to było sprawą... król pan nasz miłościwy raz chociażby, próbę chciał uczynić... Stało się co Bóg przeznaczył... niech będzie pochwalone imię jego...
A po małym przestanku dodał opat.
— Gdzież jest mnich ten?..
— Spiesznie powędrował do Gniezna, zatrzymać go nie było podobieństwa...
Nastąpiło milczenie, ks. Petrek stał domagając się choć słowa.
Opat mu chłodno podziękował.
Powtórzywszy zapewnienie o swéj wierności i gorliwości, pisarz zabierał się już niby do odejścia, ale wprzódy spróbował jeszcze, ażali mu się nie uda dowiedzieć, jak znaczną była zdobycz schwytana. Wtrącił więc ubolewanie nad poniesioną przez króla stratą, pytając, jak była wielką.
— Stało się to — odpowiedział opat — bez woli mojéj i prawie bez wiedzy... Król sam wyznaczył co wieźć mieli... Zapewne podarek przeznaczony dla Ojca świętego znacznym być musiał, gdy u stóp jego miał być złożony...
Dwoma westchnieniami zakończyła się rozmowa. Zaledwie drzwi za ks. Petrkiem się zamknęły,