Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a może właśnie pan Bóg chciał, byśmy jaką zdradę niebezpieczną odkryli. Czytać z nas nikt nie umie... idźmy do opata...
Opat Aron znajdował się w tumie; gdy ich zobaczył nadchodzących, sądząc, że coś o podróży mówić mu mają, począł od tego aby spokojni byli i oczekiwali na rozkazy.
— My tu nie z tém przychodzim — odezwał się Andruszka — ale ze śmieszną sprawą, która może ma jaką wagę.
I począł opowiadać jak się rzecz miała. Na twarzy Arona odmalowała się radość i zdziwienie, sięgnął po zwitki chciwie i pocałował w głowę Andruszkę.
— Istotnie — rzekł rzucając oczyma na kartki — oddaliście królowi przysługę... choć wypadkiem. Proszęż was, milczcie o tém.
Skłonili się Jaksowie.
— Ks. Petrka mimo że oddawna wiem, iż nas zdradza, dlatego trzymam właśnie, aby go innym nie zastąpiono. Źleby było, gdyby się czegoś domyślał. Nie mówcie nic... i nikomu...
Gdy opat z pomocą z drugiéj celi przywołanego mnicha zabierał się do czytania, Jaksowie wyszli uradowani.
Ks. Petrek wróciwszy do swéj celi, choć znacznie w duchu ukojony, niemniéj jeszcze z myślami gorączkowemi całą noc przepędził. We śnie zdało mu się, że zakopane nieostrożnie zwitki