Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I sługom nakazała się przybrać w białe szaty a po tém po cichu modlić się zaczęła.
Płakali wszyscy... strach ogarnął znowu dwór. Przebyła jednak królowa i tę noc i dzień następny. Zaczęto się pocieszać nadzieją. — Zwolna uchodziło jakby wyczerpujące się życie, siły ubywały, nikły, ale uśmiech spokojny z ust jéj nie znikał. Jak w jednéj części wiernych choroba ta przestrach obudzała i obawę o przyszłość, tak w drugich dziwne z nią rosły nadzieje. Bezprym, choć królowa Emnilda była dlań zawsze łaskawą i wielekroć ojca starała się dlań serce ukoić — uśmiechał się dziko na wiadomość o chorobie. Gheza musiał chodzić nieustannie na zwiady i przynosić mu wieści, które w podworcach mógł pochwycić.
Tak samo niespokojnie wyglądał ks. Petrek końca choroby, którą zawczasu osądził śmiertelną. Było mu równie jak wszystkim przyjaciołom cesarstwa na rękę, doczekać zgonu królowéj. Znali oni Bolesława i spodziewali się albo Odę, lub inną niemkę na dwór wprowadzić, a z nią tajemny wpływ niemców ustalić, który miał przyszłość podkopać.
Ks. Petrek posługiwał się Harnem i innemi; powierzchownie smętnego wielce udawał, przed opatem z uwielbieniem mówił o świątobliwéj pani, lecz z niecierpliwością wyglądał jéj zgonu.
Naprzemiany to radując się w duszy, to tro-