Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścianą upadła, na pół omdlona. Widocznie coś się z nią stało niezwyczajnego, bo twarz i postawa jéj cała zmieniły się strasznie. Targała się jakby chcąc i niemogąc powstać, wreszcie płachtę zasunęła na oczy, niby nie chcąc by jéj kto z twarzy wyczytał myśli i tak pozostała skulona, uśpiona, póki ją głos Zyga nie zbudził.
Karzeł stał nad nią i wykrzywiał się dziwacznie.
— Stara ty czarownico — wołał — co ty tu ścianę królewską walasz, ocierając się o nią... Jeźli ci czas przyszedł zdychać, idź do psiarni...
Tym głosem obudzona Panicha podniosła nieco głowę, zasyczało jéj coś w ustach, ale głosu rozeznać nie było można.
— Upiłaś się gdzieś na podzamczu, śmiał się karzeł, a przyszłaś tu piwo wydychać. Że cię téż psy nie zjedzą.
Panicha ręką go odganiała, ale karzeł był złośliwy i sprawiało mu przyjemność dręczyć tych co mu się bronić nie mogli, jak osa opadł babę i brzęczał jéj nad uchem.
— Żal ci znać twojéj pani, do któréj chodziłaś czary dla niéj sposobić. Pojechała — nie wróci. Trzeba się było zabrać z jéj dworem, tamby ci lepiéj było.
Zyg przechylił się, zęby wyszczerzając i począł cichym głosem.
— Ty co umiesz czarować — zawołał szy-