Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się nie znajdowała. Straży téż w wewnętrznych dziedzińcach nie stawiono.
W chwilę po wyjściu królowéj, na jednym z podwórców zjawiła się rozglądając ostrożnie Panicha. Nie widząc nikogo, po cichu drzwi otwarła i zamknęła je za sobą. Oczyma śledziła wszystkie kąty, krokiem wolnym, jakby bez celu posunęła się ku oknom izb Emnildy, a gdy i tu nikt się nie pokazywał, podeszła do nich blizko. Nie rychło ośmieliła się głowę włożyć w otwór i wpatrzyć w pańskie komnaty. Ciekawość czy inna jaka myśl ją prowadziła? zajętą się być zdała silnie i jakby przestraszoną tém co czyniła a szła jednak.
We wnętrzu było pusto. Od okna odstąpiwszy powlokła się, obejrzawszy kilka razy ku drzwiom, te stały otworem. Mogła więc wnijść, nikt jéj nie widział. Wsunęła się po cichu i znikła. Dobra chwila upłynęła a z powrotem jéj widać nie było...
Gdy nareszcie wyszła, blada, jakby pijana i wystraszona, musiała się o ścianę oprzéć na czas jakiś, by nie upaść, bo nogi trzęsły się pod nią. Oczyma wodząc obłąkanemi, ręką wychudłą tarła czoło oblane potem, jakby z niego myśl jakąś natrętną zetrzeć chciała.
Po tém z przestrachem nagłym odbiegła prędko ku furcie którą weszła, wyśliznęła się nią i nie odetchnęła aż na drugiém podworcu, gdzie pod