Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ks. Petrek się szydersko uśmiechnął.
— Ja nie żegnam — dodał — pięknéj markgrafównéj... dali Bóg życie spodziewam się ją tu widzieć jeszcze... i w świetniejszym orszaku...
To mówiąc przybliżył się ku niéj.
— Jedziecie do Niemiec — rzekł żywo — zawieźcie ten zwitek odemnie do magdeburgskiego arcybiskupa. Dostojny ojciec wasz niech mu go prześle... Zda mi się, że opat chytry chce oszukać wszystkich, ale i ja mam wzrok bystry i słuch czuły...
Niech Bóg szczęśliwie prowadzi! — dodał głośno, żegnając ją krzyżem na drogę i odstąpił wnet, puszczając się ku zamkowi.
Orszak markgrafównéj ruszył się wnet i daléj gościńcem pociągnął.
Ks. Petrek już był od wczoraj zabiegając, podsłuchując, łapiąc poszlaki pewne doszedł do tego, iż poselstwa do Rzymu się domyślił. Wiedział, że jeden z Jaksów jest do boku posła przeznaczony. Choć opat taił przed nim i przed wszystkimi co przedsiębrał, miał on swoich donosicieli, a niemcy ze dworu Ryksy i niektórzy z posługi króla tak samo jak on niemieckim panom służyli.
Niewidzialną siecią opasanym był ten pan, który sam téż starał się przebiegłością i złotem mieć zawsze wieści z nieprzyjacielskiego obozu.
W ks. pisarzu oprócz przywiązania do kościoła, którego sprawie służyć pragnął, prócz miłości dla