Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem posłem markgrafównej Ody, która chce do ojca powracać — odezwał się podnosząc oczy, aby wrażenie nowiny pochwycić, ks. Petrek. — Zdaje mi się, że nic pożądańszém być nie może, gdyż markgrafówna... nie wszystkim tu jest miłą... nie dla wszystkich pożądaną. Może się mylę, ale oczy jéj i chęci wysoko sięgają. Pozbyć się więc niebezpiecznéj niewiasty...
Opat patrzał w okno, nie przeczył ani potwierdzał.
— Wasza przewielebność zechcecie może o tém powiedzieć panu miłościwemu... Mnie to poselstwo nie przystało...
— Jestli to jak sądzicie stałe postanowienie, czy niewieścia tylko próba? — rzekł opat.
— Nie potrafię osądzić o tém — odezwał się pokornie ks. Petrek. — Zdawałoby mi się jednak, że w istocie chce się ztąd oddalić.
Ks. pisarz miał wielką ochotę przeciągnąć rozmowę, lecz opat zamyślony był dziwnie i milczący; nigdy zimniejszym się nie okazał dla niego. Ks. Petrek stał wywołując jakieś słowo, zwierzenie się, poufałego coś, coby poświadczało, że łask nie stracił. Opat milczał zadumany.
— Zaprawdę — dodał nieśmiało — byliśmy dziś świadkami rozrzewniającego widoku... Cudu dokazała świątobliwość pani naszéj... Co za radość powszechna!!.
Opat milczał jeszcze.