Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podniosła i zerwała z łóżka, klaszcząc na sługi...
Kazała się odziewać prędko...
— Do ojca — jutro — do domu! — zawołała. — Jedziemy! musiemy!!
Niemieckie dziewczęta jéj uradowane wnet zaczęły się krzątać około wyboru. Ona sama wzięła się pomagać niecierpliwie. Niekiedy rzucała robotę i stawała zamyślona...
— Powrócę! tak lepiéj! mruczała...
I sługę posłała po ks. Petrka...
Znaleźć go łatwo było, stał zdala przysłuchując się wybuchom radości, jakby czekał co z niéj wyrośnie. Gdy nań skinęła niemka, obejrzał się tylko i krokiem żywym pośpieszał na zawołanie. Ledwie się ukazał, niecierpliwa dziewczyna poczęła doń mówić.
— Idźcie odemnie prosić — ja do ojca odjechać muszę... tak — muszę. Ani pytajcie, ani radźcie. To musi być — rozumiecie mnie! musi!
Jutro — dziś — pójdźcie do króla, do królowéj, wszystko mi jedno... Już mi się do domu stęskniło... Od królam wczoraj gorzkie słyszała słowa. Trzeba jechać, aby mnie żałował. Na oczach stać najgorsza rzecz.
Ks. Petrek słuchał, chciał coś rzec, ale mu nie dała.
— Już ja wiem co czynię — nie mówcie... Powiedzcie królowéj, że jéj się proszę do domu.
Ręką skinęła rozkazująco, ks. pisarz zamyślo-