Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie wiedziano czemu, weselono się... Co żyło biegło, pytało, a dzieliło wielką tę radość pańską...
Ks. Petrek, który stał przed swoją izbą z zaciśniętemi ustami, blady, z głową spuszczoną, słuchał tych okrzyków i uśmiechnął się gorzko.
Ten i ów postrzegłszy go na uboczu, przybiegł z oznajmieniem o wesołéj nowinie.
— Jaksowie zmartwychwstali!
Byli i tacy, co cud przypisywali świętemu jakiemuś, twierdząc, iż ścięci byli w istocie i przez modlitwy królowéj z grobu zostali wyrwani.
Z rozkazu króla gromadom i dworowi całemu ucztę przysposobiono, wytoczono beczki piwa... Kazano się weselić.
W izbie markgrafównéj piękna niemka leżała na pościeli, z rękami pod głową i z kwiatkiem w ustach, z oczyma wlepionemi w belki, uśmiechała się szydersko... tym samym niemal uśmiechem, jak sługa jéj ks. pisarz. Przez otwarte okna dochodziły tu odgłosy z podwórzów, a za każdym z nich purpurą gniewu okrywały się lica Ody. Rzucała się gniewna po łożu.
— Odesłał mnie do kądzieli!.. na łańcuchu kazał mnie trzymać!.. Czekaj! ja jeszcze obręcza nie mam na szyi, a kto komu go włoży? Nie wiem...
Pomaluśku otwarły się drzwi ostrożnie, oko jakieś ukazało się w szparze, szerzéj nieco roztworzyły podwoje, głowa Panichy wcisnęła się