Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 047.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wahała się jednak Emnilda, acz wiedzieć mogła o sile, jaką jéj dawał żywot cały świętobliwością i pobożnymi uczynkami zapełniony. Wzywała na pomoc opatrzność, aby jéj do dzieła miłosiernego dopomogła i tym razem nie zawiodła się ufając jéj.
Wiosennego wieczora, król był samotny, brakło mu jego władyków, tęsknił za rodzinami, które się od dworu oddaliły — w radzie zbywało mu na mężach do których się dawniéj zwykł był odwoływać; miał służebnych podostatkiem, przyjaciele i towarzysze opuścili go. Napróżno król sam i przez opata starał się skłonić ich do powrotu, wierni mu byli na posługach, słuchali rozkazów, ale nie szli jak dawniéj z ufnością ku niemu...
Na chwilę takiego rozdrażnienia trafiła właśnie nadchodząca królowa. Ujrzawszy ją Bolesław podniósł oczy ku niéj.
— Mówią, że modlitwy ludzi świątobliwych są skuteczne, rzekł do niéj, winna byś się pomodlić aby mi Bóg przyjaciół powrócił. Pusto koło mnie, nie mam ludzi. Na starość odbiegło mnie wszystko.
— Miłościwy panie — odezwała się królowa — dajcie mi moc, zabezpieczcie od gniewu waszego, a ufam Bogu, iż się to wszystko odmieni.
Zdumiał się Bolesław.