Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Walgierz skrwawiony swój miecz uskoczywszy wetknął w trawę, aby osychał, a z włócznią znowu szedł na zapaśnika. W chwili gdy Gerwig tarczę swą do góry uniósł, pchnął go i przebił.
Wnet, wedle obyczaju, głowę odrąbawszy — stanął...
Arinaldowi po tylu trupach, już szczęścia i sił nie mieli ochoty probować, ale on, choć sam do walki nie śpieszył, począł wołać o srom, i pozostałych do boju pędzić... Mamyż tak powracać straciwszy tylu ludzi ze wstydem? z rękami próżnemi? Żadnegoż już nie ma męża, coby się z tym zmęczonym i okrwawionym zbójem ośmielił probować?
Walgierz słuchając spoczywał.
Hełm mu głowę palił, zdjął go, aby pot z czoła otrzeć i powiesił na gałęzi drzewa, gdy nagle na szybkim koniu nadbiegł nań Randolf, i ciężką żelazną sztabą uderzył go w piersi, ale pancerz nie dał jéj głębiéj przeniknąć, Walgierz pochwycił tarczę, hełmu wdziewać nie miał już czasu... i niemiec w głowę odkrytą godząc, dwa długich włosów uciął mu kosmyki. Drugi cios odbił Walgierz tarczą, a żelazo wbiło się w nią tak głęboko, iż Randolf wyrwać go nie miał siły. Ujrzawszy to rycerz pociągnął gwałtownie, i nagle potém padłszy nań na ziemię obalił. — Za moje włosy musisz głową przepłacić, abyś się przed narzeczoną z tém nie chwalił. I łeb mu urąbał.