Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 241.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdaje się... kiedy króla próbowali... — rzekła Oda. — A! mnie już i ten dwór i to wszystko dojadło. Wrócę do ojca... nie mam tu siedzieć czego, ani na co czekać...
Zamyślił się ks. Petrek.
— To rzeczy ślizkie... — szepnął — trzeba czekać... a z drogi nie schodzić... Tak życzę... Zobaczemy, kto króla zna?.. Dziś on łagodny, a jutro może być wściekły, gdy sobie lekceważenie swych rozkazów przypomni...
Zamilkła Oda. Cichy szept jakiś zakończył rozmowę i ks. Petrek posunął się daléj.
Gdy się to działo u markgrafównéj, królowa się gorąco modliła oczekując na opata. Wstała ujrzawszy go wchodzącego i upadła na kolana przed nim. Promieniała twarz jéj radością niezmierną.
Opat Aron choć wzruszony, twarz miał niezmienioną, na któréj zawsze jeden spokój niezakłócony nigdy niczém się malował. Radość go nie rozjaśniała więcéj, smutek nie gnębił widomie.
— Mów ojcze, co teraz czynić mamy? — zapytała królowa.
— Wysyłam natychmiast, dziś jeszcze do Tyńca — odezwał się Aron — aby Jaksowie przybywali... Gdy tu staną, ty, miłościwa pani sama, ty jedna możesz rzucić się z nimi razem do nóg